sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział czternasty



W znakomitej większości dziewczyny denerwują się przed spotkaniami z chłopakami. Randki są dla nich tak stresujące, że zaczynają pocić im się ręce, podczas gdy język sztywnieje i leży w ustach jak kłoda… Słowem, jakby nagle wszystko zaczęło działać na opak. I to jest zrozumiałe – w końcu płeć przeciwna zawsze wywołuje niezwykłe emocje. Motylki i te sprawy. Ale żeby denerwować się przed spotkaniem z DZIEWCZYNĄ?
Zuza była święcie przekonana, że nie powinna się aż tak bardzo stresować. Co jak co, ale przegadała z Weroniką mnóstwo wieczorów i nocy. Znała ją niemal na wylot, co zresztą działało w obie strony. Nie miała podstaw, by bać się, że nastolatka nagle zmieni się w krwiożerczego yeti, to przecież zupełnie nierealne. A jednak. Od rana siedziała jak na szpilkach, chodziła z pokoju do pokoju i nie mogła znaleźć sobie miejsca. Zaczęła nawet zastanawiać się, czy nie jest przypadkiem biseksualna. To tłumaczyłoby przecież jej przesadnie okraszone emocjami zachowanie. Oczywiście chwilę później uderzała się w czoło z nerwowym śmiechem i dezaprobatą. Tak – tylko wydawało jej się, że ukryła dawną siebie pod warstwą makijażu, bo nawet wtedy nie zdołała schować wszystkich swoich uczuć. W dalszym ciągu można z niej było czytać jak z otwartej księgi, z tą tylko różnicą, że zazwyczaj zachowywała opanowanie.
Bardzo pragnęła porozmawiać o tym z kimkolwiek, ale jednocześnie nie chciała nikomu nic mówić. Być może sądziła, że koleżanki i koledzy służą tylko do wspólnego wychodzenia na imprezy, a od zwierzeń są przyjaciele. Kłopot w tym, że miała tylko jednego przyjaciela. Na dodatek to on sam był owym problemem.
Zastanawiała się nawet, czy nie byłoby rozsądnie się wycofać. Tyle się mówi o pedofilach w sieci, seksualnych maniakach i innych takich. Ale przecież dawno już ustaliła, że Weronika jest autentyczna, z krwi i kości, realna – nie składa się tylko z literek i pikseli, jest prawdziwym człowiekiem. Zuzia nie mogła i nie chciała nagle zmieniać zdania. Nie mogła pozwolić sobie na wahanie. Obiecała sobie przecież, że będzie stanowcza. Silna. Odważna. Zdecydowana.
Założyła rozkloszowaną spódniczkę i bokserkę, narzuciła ramoneskę na ramiona i zaczęła krążyć po pokoju. Malować się? A jeśli tak, to jak? To nie impreza, ale z drugiej strony Weronika sama zawsze uwielbiała ostry make-up i namawiała ją do tego przez dłuższy czas. Ostatecznie dziewczyna nałożyła podkład, zrobiła sobie zieloną kreskę, pomalowała rzęsy i usta i… wróciła do swojego nerwowego spaceru. Podejrzewała, że przed randką denerwowałaby się mniej. Jestem nienormalna – myślała.
Trzydzieści pięć minut przed umówioną godziną spotkania wyszła z domu. Chciała jeszcze przespacerować się po parku i kupić sobie jakiegoś batona. Lodówka w domu jak zwykle była pusta, a burczenie brzucha było dla niej jednym z najbardziej irytujących dźwięków. Skręciła więc do pobliskiego supermarketu i znalazła dział ze słodyczami.
– Te są niedobre, spróbuj tych. – Z zamyślenia wyrwał ją czyjś głos.
– Słucham? – spytała głupio, nie rozumiejąc, o co chodzi.
– Batony. Te, które trzymasz, mają ohydną czekoladę.
Spojrzała na źródło dźwięku. Był nim wysoki chłopak z przyjaznym uśmiechem. Miał ciemne włosy i jasne oczy, jednak z tej odległości nie mogła dokładnie stwierdzić ich koloru. Należał do osób szczupłych, ale jednocześnie dość postawnych. Niemal od razu zauważyła też kolczyk w lewym uchu, białe słuchawki i dwa pryszcze na prawym policzku. Nie wyglądał źle.
– Mnie smakuje. Poza tym nie lubię orzechów. – Spojrzała na zielone opakowanie orzechowych wafelków, które trzymał nieznajomy.
– A chciałem zabłysnąć i być pomocny. No nic. Jestem Radek, miło mi.
– Zuza. Mnie również – odpowiedziała, ściskając wyciągniętą ku niej dłoń.
Zaczęła kierować się do kasy. Myślała, że to wystarczy, by chłopak dał jej spokój, ale chyba nieco się przeliczyła. Owszem, wyglądał na fajnego, ale wybrał fatalny moment na zaczepki.
– Spieszę się – powiedziała, kiedy próbował wciągnąć ją w rozmowę.
– Uu, gdzie? Na randkę?
Był nieustępliwy.
– Być może.
– Kłamiesz.
– Co?
– Nie idziesz na randkę.
Żachnęła się.
– Skąd ty możesz o tym wiedzieć?
– To proste. Gdybyś szła na randkę, odpowiedziałabyś twierdząco. I to od razu. Dziewczyny lubią się tym chwalić.
Ten koleś najwyraźniej za punkt honoru obrał sobie wyprowadzenie jej z równowagi. Próbowała zachować cierpliwość, ale było to trudne, kiedy w nieodpowiedniej chwili spotykało się nieodpowiedniego człowieka.
– A wyglądałeś na miłego…
– O, proszę! Czyli jednak mam szansę na numer telefonu?
– Nie?
– Dlaczego? – zapytał. Albo udawał zmartwionego, albo faktycznie się zmartwił.
– Spaliłeś.
– Mam niewyparzoną gębę, przepraszam.
– Spoko. A teraz wybacz, ale naprawdę się spieszę. Hej!
Szybkim krokiem odeszła w kierunku kawiarni. Usłyszała za plecami: „Pa! Może jeszcze kiedyś się spotkamy!” i powstrzymała w sobie chęć rzucenia jakiejś wyjątkowo kąśliwej uwagi. Stwierdziła, że musi opowiedzieć Weronice o dzisiejszym spotkaniu. Nie rozumiała, o co chodziło temu facetowi. Jej przyjaciółka wydawała się lepiej znać płeć przeciwną.
Weszła przez oszklone drzwi do kafejki, usiadła przy oknie i wyjęła z torebki czerwony portfel oraz szminkę. To miały być jej znaki rozpoznawcze, w razie gdyby zdjęcia zawiodły. Zamówiła herbatę i czekała.
Krzesło stojące naprzeciwko niej było puste. Zbliżała się siedemnasta. Za parę minut powinna przyjść – pomyślała Zuza. Zaczynała się niecierpliwić. Sądziła, że nie będzie musiała czekać – czekanie jeszcze bardziej ją stresowało. Obserwowała drzwi wejściowe, szukając wzrokiem ciemnowłosej dziewczyny, ale bez skutku. W końcu ze zrezygnowaniem zaczęła szperać w torebce w poszukiwaniu telefonu. 
– Cześć – usłyszała. Głos wydał jej się dziwnie znajomy…
Podniosła głowę i nie ujrzała żadnej brunetki. Stała przed nią… Marta.

___________________________________________

Hihihihi, bingo, w końcu. :) Jeden z moich najulubieńszych rozdziałów. No przyznać się - kto coś podejrzewał?
 Życie się kręci. Wróciłam z filharmonii późnym wieczorem, w sobotę zerwałam się wcześnie i pojechałam pracować w wolontariacie.  Jestem zmęczona, ale zadowolona, choć nie czuję weekendu. Pojutrze spotkam kogoś, za kim się stęskniłam. W czwartek idę na zakupy. Żyć nie umierać. :) Tylko przeżyć poniedziałek, wtorek i środę... To wcale nie będzie takie proste. Szkoła. To wszystko tłumaczy.
Szczegółowsze opisy zostawię sobie na drugiego bloga. I przeleję je tam, gdy tylko znajdę wenę i czas.

Jestem wdzięczna za każdy komentarz.